Szczytem mądrości ludzkiej jest dostosować
swe usposobienie do okoliczności i zachować spokój ducha
na przekór szalejącym na świecie burzom.
/Daniel Defoe „Przypadki Robinsona Kruzoe”/
Wakacje nie muszą być nudne.
„Ja, Robinson, przybyłem na wyspę…”
W oznaczonym czasie spotkaliśmy się przed szkoła i ruszyliśmy w teren. Nagle kolega coś znalazł. Był to tajemniczy list w zalakowanej butelce. To była wiadomość od Robinsona! Udało nam się ją odczytać dzięki harcerzom i ich znajomości szyfrów. Dobrze, że ten legendarny rozbitek zostawił nam mapę oraz wskazówki, bo dzięki nim dotarliśmy do jego „skarbów”. Tak, jak on, postanowiliśmy zmierzyć się z przyrodą. Zbudowaliśmy sobie szałasy. Nawet całkiem dobrze nam poszło. Pomysłowość dziewczyn nas nieco zaskoczyła – ich domek był piękny. Dzięki pracy poznawaliśmy swoje mocne strony. W każdym drzemią ogromne pokłady niewyczerpanych możliwości. W naszym przypadku też tak było.
„Ciekawość nieprzezwyciężona pchała mnie coraz dalej w głąb wyspy.”
Tak, jak Robinson, postanowiliśmy poznać okolicę. Wyznaczanie azymutu, poruszanie się po nieznanym terenie za pomocą mapy to dla nas „pestka”. Pierwsza wyprawa zawiodła nas do Muszyny. Trochę pobłądziliśmy, zanim dotarliśmy do ruin zamku. Tam, w deszczu, z zapartym tchem słuchaliśmy legend opowiadanych przez Julkę i Patrycję. Po długiej wędrówce przez leśne ostępy skosztowaliśmy wody leczniczej z muszyńskiego źródła „Anna”. Robinson uwielbiał pływać statkiem, my zaś uważamy, że podróżowanie pociągiem jest nieskończenie cudowne tak, jak bezustannie śpiewana przez nas „Dżdżownica”.
„Człowiek zdolny jest wszystkiego się nauczyć, jeśli zajdzie po temu potrzeba.
Nigdy nie byłem krawcem ani szewcem, ani cieślą, ani murarzem,
nikt mnie tego nie uczył, a na tej wyspie stałem się wszystkim...”
Mamy swoje szałasy i palisady, dzięki którym czujemy się bezpiecznie w swoich podobozach. Od naszych starszych kolegów Janka i Tomka nauczyliśmy się radzić sobie z dala od rodziców – potrafimy już sami rozpalić ognisko (nawet w deszczu); wiemy, jak przypiekać chleb i jak smakują pieczone jabłka. Zaliczyliśmy pierwszą próbę – najpierw gromadziliśmy suche patyczki, korę, potem układaliśmy stosy ogniskowe. Każdy zastęp miał do wykorzystania tylko trzy zapałki. Mimo deszczu niektórzy poradzili sobie świetnie – ogień zapłonął.
„Rozum ludzki początkiem jest wszelkiej substancji.”
Żeby żyć, trzeba jeść. Żeby jeść, trzeba mieć co do garnka włożyć. Dzień spędziliśmy bardzo pracowicie. Dziewczyny z resztek materiału uszyły kołczany. Chłopcy samodzielnie wykonali łuki i strzały. Teraz już każdy z nas potrafi wyobrazić sobie, co czuł Robinson każdego dnia zdany tylko na siebie. Polowanie na „grubego zwierza” wymagało od nas cierpliwości, wytrwałości i precyzji w strzelaniu do celu. Potem już tylko było smacznie.
„Ruszyłem znów w podróż.”
Jedzie pociąg z daleka – konduktorze łaskawy, zawieź nas do Rytra! Żar lał się z nieba. Droga była kręta i długa. W czasie przerwy szukaliśmy informacji i ciekawostek związanych z ryterskim zamkiem. Zadania wykonaliśmy na szóstki z plusem. Na szczycie zamkowego wzgórza Janek i Tomek pokazali nam, jak z miski z wodą, plastikowej zakrętki i igły można zrobić kompas. Dodatkową atrakcją był rozwiązywany przez nas Quest „Spacer po Rytrze z hrabią Stadnickim”. Wyprawa Odkrywców została zakończona sukcesem – znamy miejsce, w którym ukryty jest skarb. Zadowoleni wracaliśmy w strugach deszczu i przy wtórze pomruków burzy. Nie robiło ton na nas większego wrażenia. „Sześć błota stóp. sześć błota stóp i siedem sążni wody…” Gdy przestało padać, szaleliśmy na placu zabaw. Potem czekaliśmy z utęsknieniem na przyjazd pociągu i głośno śpiewaliśmy wszystkie znane nam piosenki, w tym oczywiście „Czarny chleb”, czyli: Jedzie pociąg…
„Wszędzie można mieć przyjaciół. Zależy to tylko od człowieka.”
Postanowiliśmy wzorem Robinsona spędzić jakiś czas z dala od naszych najbliższych. Na biwaku uczyliśmy się dbać o porządek w naszym „drugim domu”. Postanowiliśmy też sami sobie coś upichcić.
Wystarczy pusta puszka po konserwach, ziemniaki, cebula, jajko, trochę mąki i … placki ziemniaczane palce lizać!!! Znikały prosto z patelni. Były naprawdę przepyszne. Dziewczyny spisały się na medal, bo to przecież one tarły ziemniaki (swoje paluszki zresztą też). Chłopcy wyrabiali dzidy, dlatego mogą się od dziś nazywać wojownikami.
Po pracy, dla zabawy samodzielnie wykonywaliśmy wierzbowe kółka i rzucaliśmy je na wbity w ziemię kijek. Oj, wcale nie było łatwo. Późnym popołudniem zbudowaliśmy i zwodowaliśmy solidne tratwy. Może zauważyliście je gdzieś na brzegu rzeki?
Wieczór spędziliśmy z Robinsonem. Wraz z nim, na szklanym ekranie, przeżywaliśmy jego historię na nowo.
Na zakończenie każdy, kto przeszedł pomyślnie wszystkie próby, otrzymał Patent oraz paczkę tropikalnych owoców i słodyczy.
„Kończąc moją historię, tyle jeszcze dodam…”
Pomagaliśmy sobie nawzajem. Poznaliśmy nasze możliwości. Wiemy już, że możemy liczyć na pomoc innych. Dodam, że każdy nasz wspólny dzień kończył się pysznym obiadem podawanym w „Odnożynie”. Wzorem Rozbitka codziennie spisywaliśmy nasze kroniki. Może o nas też ktoś kiedyś przeczyta i będzie chciał tak, jak my, spędzić miłe chwile na łonie natury?!
Wakacje mogą być ciekawe!
Pozdrawiamy wszystkich znudzonych wakacjami - Uczestnicy „Młodego Robinsona”
Marcelina Filip Paulina Karol Patryk Julia Tomasz Emilia Maciej Nikola Adrian Patrycja Tomasz Karolina Krzysztof Magdalena Arkadiusz Magdalena Mateusz Zofia Bartłomiej Zuzanna Mateusz Anna Michał Nikola Janek Martyna Julia Karol
Uczniowie Szkoły Podstawowej im. Franciszka Świebockiego w Barcicach aktywnie i ciekawie spędzili czas w trakcie tygodniowej półkolonii pn. „Młody Robinson”. W zajęciach wychowawczo – terapeutycznych wzięło udział 30 uczestników. W ramach letniego wypoczynku dzieci i młodzież wzorem Robinsona Kruzoe wiodły żywot rozbitka.
Półkolonia została sfinansowana ze środków pozyskanych z UM w Starym Sączu. Wyżywienie zapewniła firma Pana A. Gorczowskiego.
Uczestnicy półkolonii wraz z Opiekunami składają serdeczne podziękowania Wszystkim, dzięki którym półkolonia mogła się odbyć.